Jak nie zmarznąć zimą w stajni? To bardzo proste. Ubierać się!! Podobno w Szwecji mówi się, że nie ma złej pogody, jest tylko nieodpowiednie ubranie. Poniżej opisuję jak się ubieram do pracy w stajni i jeżdżenia na koniach.
Wełna nie gryzie
Na nogi zakładam grube wełniane skarpetki. Najlepiej sprawdza się merino, bo to typ wełny bardzo przyjemnej w dotyku. Na grube wełniane skarpetki zakładam… bardzo grube wełniane skarpety! Te już nie mają bezpośredniego kontaktu ze skórą, więc mogą być ze zwykłej wełny. Skarpet akrylowych nie noszę, bo choć grube, to kiepsko grzeją. Bawełniane są dobre na lato. Lubię, jeśli druga para skarpet sięga mi do kolan.
Lepsze niż termobuty
Na dwie pary grubych skarpet zakładam buty. Ale nie sztyblety. Nie kalosze. Nawet termobuty nie zawsze się sprawdzą. Mają to być buty z grubą podeszwą. Ocieplane w środku wełną lub futrem. I numer większe niż zazwyczaj noszę, dlatego że mam na stopach dwie pary supergrubych skarpet, a buty powinny być lekko luźne, żeby ogrzane powietrze mogło krążyć i grzać. Dodatkowo można dołożyć filcową wkładkę. Niby nic, a robi ogromną różnicę. Ocieplam w ten sposób sztyblety na jesień, nim przerzucę się na wersję zimową.
Bryczesy to za mało
Dalej bryczesy. Jeśli jeździsz regularnie, to gorąco zachęcam do kupienia wersji zimowej, ocieplanej polarem. Mam niedrogą parę z Decathlonu, która wspaniale się sprawdza. Służy mi już trzeci sezon, a jeżdżę prawie codziennie. Pod bryczesy koniecznie kalesony. Znów polecam te z wełny merino.
Nie spłosz konia!
Teraz góra. Spodnia warstwa to koszulka termiczna z długim rękawem. Merynosowa. Na to gruby polar ze stójką. Dalej kurtka puchowa sięgająca linii bioder. Też ze stójką, bo szalików nie lubię. A na wierzch gruby płaszcz zakrywający nerki. Nerki koniecznie muszą być zakryte! Idąc po konia na wybieg, czyszcząc go i rozgrzewając w stępie na początku jazdy, mam na sobie i kurtkę i płaszcz. Uwaga! Jeśli wsiadasz w płaszczu, który jest rozpięty i lekko powiewa, to musisz mieć pewność, że nie spłoszysz nim konia. To bardzo ważne! Płaszcz zdejmuję dopiero przed pierwszym kłusem, a jeśli jest bardzo zimno, to nie zdejmuję wcale. Zakładam go z powrotem, gdy rozstępowuję konia na zakończenie jazdy, chociaż jest mi jeszcze ciepło i mogłoby się wydawać, że nie jest mi potrzebny.
Niezbędne akcesoria
Gdy nie jeżdżę konno, chodzę w wełnianej, albo polarowej czapce. Gdy mróz ostro ściśnie, zakładam uszankę. Pod kask obowiązkowo polarowa kominiarka.
Rękawiczki na ogół wystarczą zwykłe, narciarskie 🙂 Czasem pod spód zakładam jeszcze cienkie wełniane.
Całości dopełniają tłusty krem na twarz, tłusta pomadka na usta i rozgrzewająca herbata w termosie.
Proste, prawda? 😀